Tunezja - Przylądek Cap Bon i Restaurante Daurade



Przylądek Cap Bon to przede wszystkim piękne i dzikie plaże, pola uprawne zboża, owoców i warzyw, winorośli, hodowle ryb, kamieniołomy, czy ruiny fenickich osad. To tutaj rośnie najstarsze drzewo oliwne pamiętające czasy starożytne. To stąd wydobywano kamienie, z których zbudowano Kartaginę. To stąd pochodzi bodaj najlepsze wino tunezyjskie Magon. 

Ruszamy z samego rana z Hammametu. Pierwszy przystanek w Nabeul – w miasteczku słynącym z wyrobów ceramicznych. Zaczynamy od sklepu ze stałymi cenami. Wybór jest przeogromny trudno się zdecydować. Później jeszcze tylko krótka wizyta na targu (w końcu jest dzień targowy) – gdzie w morzu chińskich podróbek, trudno się opędzić od sprzedawców. Robi się coraz goręcej.




Jedziemy dalej w stronę Kelibii. Po drodze mijamy niedokończone, a już zamieszkałe osiedla, rozlewiska gdzie przy łucie szczęścia można zobaczyć flamingi. Nam się nie udało. Być może nie ta pora roku, albo za gorąco. Docieramy do Kelibii. Chwila odpoczynku na kawę w miejscowej kawiarni. Ani jednego turysty. Zamawiając kawę należy pamiętać, że w Tunezji arabska kawa to „turkish coffee” a włoskie espresso to „Expresso”. 


Najpierw jedziemy do portu rybackiego. Miejscowi szykują swoje łodzie do wieczornego wypłynięcia – naprawiają i zwijają sieci, szykują prowiant. W powietrzu unosi się zapach ryb. Rano kiedy rybacy przypływają z połowem musi być gwarno i tłoczno. Teraz jest cicho i sennie.


Kolejny przystanek to bizantyjska forteca, która króluje nas miastem. Wbrew pozorom mimo dużego upału można wytrzymać dzięki powiewom wiatru. Z murów rozpościera się widok na całą okolicę. Ciszę przerywa głos muezina z miejscowego meczetu nawołujący do modlitwy. 


Jedziemy dalej do Kerkouanne, punickiej osady. Ruiny prywatnych i dobrze wyposażonych domów. Prawie każdy z nich był wyposażony w łazienki z wannami. Spotykamy polską i rosyjską wycieczkę. Jak dobrze że nie jesteśmy z dużą wycieczką. Upał mocno doskwiera. Po drodze do El-Haouaria wstępujemy zobaczyć najstarsze drzewo oliwne. Rośnie w tym miejscu od 2,5 tys. lat.  



Zanim zejdziemy obejrzeć kamieniołomy idziemy coś zjeść do restauracji Daurade (czyli Dorada). Karta tylko po francusku. Kelner przynosi tacę ze świeżymi rybami, do wyboru kilka różnych gatunków ryb. Zamawiamy doradę. Na przystawkę dostajemy cały koszyk świeżej bagietki oraz miejscowe specjały harissę (pastę z chilli) w dwóch wersjach – domowej i ze słoika, pikle i sardynki. Trzeba uważać bo harissa jest bardzo ostra – wystarczy odrobina aby poczuć jej moc. Czekamy i czekamy, głodni przestępujemy z nogi na nogę. Między stolikami biegają czarne koguty. 




Wreszcie dostajemy i nie żałujemy, że czekaliśmy tak długo. Ryba jest wspaniała i przepyszna, podana na sałacie i domowej roboty frytkach. Do ryby dostajemy coś w rodzaju sosu / pasty z drobno posiekanym bakłażanem, pomidorami, jajkiem i cebulą. Brakuje tylko dobrego wina. Ale jesteśmy w kraju muzułmańskim, więc tylko w najdroższych restauracjach serwują wino. Na deser dostajemy słodką miętową herbatę, tym razem bez pinioli. 



Najedzeni idziemy zobaczyć kamieniołomy Ghar-el-Kebir, skąd wydobywano wapień do budowy Kartaginy. Niestety do środka jaskiń nie można wejść z uwagi na niebezpieczeństwo zawalenia się. Ale mimo to warto tu przyjechać ze względu na piękny widok. I rybę w pobliskiej restauracji. 


Czas szybko biegnie więc wsiadamy do samochodu i kierujemy się w stronę uzdrowiska Korbus, do wód termalnych. Na horyzoncie nad wodą unosi się biała mgła. Dojeżdżamy. Trudno to nazwać miasteczkiem. Kilka budynków, w których mieszczą się restauracje i sklepiki. Krowa szuka jedzenia w śmietniku. Dochodzimy do schodów. I już wiemy gdzie podziali się wszyscy ludzie. Siedzą w wodzie i na brzegu. woda o temperaturze 50 stopni i silnym zapachu siarki wypływa z góry wprost do morza. Okutane kobiety taplają się w wodzie. Sceny zupełnie jak wyjęte z nad Gangesu. Robimy zdjęcia i jedziemy dalej. Już późno.



Ostatni punkt programu – winnica, a w zasadzie fabryka.  Zgadzają się na degustację lokalnych win. Dokuczliwe muchy fruwają i przeszkadzają. Nie tego się spodziewałam. Ale wina całkiem niezłe. Na ścianach sporo zdjęć z historii tego miejsca. Mają tu wina z całego regionu. Jeśli nie z całego kraju. 



Jeśli wybieracie się do Tunezji polecam wynająć samochód z kierowcą. To najlepszy i najbezpieczniejszy środek transportu. Jeśli będziecie w okolicach Hammametu to polecam Karima Mejri tel. 00216 / 98307201 Mówi bardzo dobrze po angielsku.

Więcej zdjęć na Facebooku.

wpis dodaję do akcji

Kulinarne podróże

Instagram