Marzenia są po to aby je spełniać. I tak się stało w tym
przypadku. Co prawda nie spotkałam osobiście samego szefa kuchni, ale zjadłam
lunch w jednej z jego restauracji – na Upper Street w dzielnicy Islinglon w
Londynie. Było pysznie, ale z małym zaskoczeniem.
Lokal w Islington to połączenie delikatesów z restauracją. To
tu znajdziemy największy wybór produktów – przyprawy, przetwory, słodkości,
wina i oczywiście książki (z autografami J). W części restauracyjnej są dwa duże stoły typu
„common table” oraz kilka dwuosobowych stolików.
Biały – to kolor, który dominuje w całej restauracji – białe
ściany, białe stoły i krzesła. Wystrój bardzo prosty i nowoczesny. Tuz po
wejściu jest szeroka lada, a za nią czarna tablica – znana wszystkim ze zdjęć,
które znalazły się w pierwszej książce. Na ladzie sałatki i słodkości. Można
wziąć na wynos, albo poczekać na stolik.
W piątkową porę lunchową jest sporo chętnych. Czekamy ok. 15
minut. Na czas oczekiwania dostajemy menu. Karta dań jest krótka – sałatki i
dania główne. Idea jest taka, że można zamówić albo wybór samych sałatek, albo dania
główne plus sałatki. Zamawiamy trzy różne dania główne z różnymi sałatkami
(podają je razem). Wszystko jest pyszne i świeże. Jedynym zaskoczeniem jest to,
że dania główne są zimne. Pierwszy raz z się z czymś takim spotkałam.
Z sałatek zamówiliśmy: pieczonego bakłażana z jogurtowym
sosem tahini, piklowanym burakiem, mieszanką przypraw dukkah i natką pietruszki,
zieloną fasolkę i groszek cukrowy z czosnkiem i ziarnami sezamu, miks papryk z
salsą z zielonego chilli, czerwoną cebulą, kozim serem i pestkami dyni,
pieczonego kalafiora z brukselką, różową harissą, imbirem i płatkami migdałów
pieczoną piżmową dynię z jogurtowym sosem z suszonych pomidorów, grillowanym serem
manouri i bazyliową oliwą, ryż basmati i dziki z soczewicą z kuminem, porzeczką,
cytryną, smażoną cebulką i ziołami. Z dań głównych: pieczony rostbef z sosem z
kwaśnej śmietany, musztardy, chrzanu i czegoś co się nazywa rocket sauce (google
niczego sensownego nie pokazał co to jest), kurczaka z wolnego chowu z ze słodkim
sosem chilli, sosem sojowym, kolendrą i miodem oraz grillowanego łososia z
salsą z pieczonego pomidora, grillowanego chilli i pieprzu.
Do lunchu wzięliśmy białe wino. Nie będę ukrywać – najtańsze
w karcie. Było bardzo świeże z aromatami owoców cytrusowych. Idealnie
komponowało się z daniami.
Za całość zapłaciliśmy 70 funtów, czyli ok. 400 zł. Wyszłam również
z pierwszą jego książką z autografem oraz mieszanką przypraw dukkah i melasą z
granatów.
OTTOLENGHI Islington
287 Upper Street
London N1 2TZ
Tel: 020 7288 1454
upper@ottolenghi.co.uk
http://www.ottolenghi.co.uk
o.uk