Ziołowo mi



Zioła to nieodłączny element mojej kuchni. Szałwię, tymianek, rozmaryn, bazylię zawsze mam pod ręką. Niezwykle się ucieszyłam na zaproszenie na sobotni obiad degustacyjny i zwiedzanie hodowli ziół pod Grodziskiem Mazowieckim. Okazją była premiera nowej marki Baziółka, należącej do firmy Swedeponic, która już od ponad 15 lat dostarcza na nasze stoły świeże polskie zioła. Autorem potraw z ziołami był Witek Iwański, który wraz z zespołem wyczarował na naszych oczach wspaniałe dania. Witek jest szefem kuchni restauracji Aruana w hotelu Narvil w podwarszawskim Serocku.





Swedeponic zajmuje się hydroponiczną uprawą świeżych ziół, która odbywa się w oparciu o biologiczną ochronę roślin, bez udziału pestycydów. Produkują około 10 mln doniczek rocznie i dostarczają do największych sieci marketów w całej Polsce, restauracji i mniejszych hurtowników. A co mają w ofercie? Bazylię, estragon, kolendrę, koper, lubczyk, majeranek, melisę, miętę, oregano, pietruszkę, rozmaryn, rukolę, szałwię, szczypiorek, tymianek. Bywa także trybula, cząber, soliród i trwa cytrynowa. Byłam niestety niepocieszona, bo nie mieli teraz trybuli. Bo się nie sprzedawała. Szkoda.

Po szklarniach oprowadzał nas właściciel firmy Wojciech Kozłowski. Mieliśmy okazję przyjrzeć się wszystkim etapom wzrostu roślin od kiełkowania do pakowania do pudełek.


Po wycieczce zaprosili nas do kuchni, gdzie przy pięknie udekorowanym stole (i suficie) zostaliśmy poczęstowani wspaniałymi daniami z wykorzystaniem świeżych ziół. Wszystkie przygotowane metodą sous-vide. 


Zielony brioche z bazylii i pietruszki, brązowe masło, sól majerankowa

Pomidory malinowe, olej z czerwonej bazylii


Pieczone w kolendrze szparagi z kolendrową pianą, szałwiowym ciastkiem i pestkami dyni

Łosoś, kompresowane z koprem ogórki, koperek, emulsja z estragonu

Lody waniliowo-rozmarynowe z białym octem

Kurczak w lubczyku ze szczypiorkowym żółtkiem i esencją z trybuli

Owoce sezonowe z domową, miętową czekoladą

Petit four ze stewią i tymiankiem
Wszystkie dania były przepyszne. Moją uwagę zwrócił przede wszystkim łosoś. Zamarynowany gotował się 12 godzin w temperaturze 40 stopni. Na talerzu wyglądał jakby był surowy. Kurczak przyrządzony metodą sous-vide był tak soczysty i mięciutki, aż trudno było uwierzyć że to tylko kurczak.

Na pożegnanie dostaliśmy takie oto piękne drewniane skrzyneczki. Oczywiście z doniczkami świeżych ziół.


To był przemiłe sobotnie popołudnie, za co bardzo dziękuję organizatorom.

Niniejszy materiał nie jest sponsorowany. Powstał z mojej własnej nieprzymuszonej woli, ponieważ chciałam się z Wami podzielić mile spędzonym popołudniem.


Instagram