Kanapa. Nowoczesna ukraińska kuchnia na warszawskim Mokotowie



Pod koniec ubiegłego roku na warszawskim Mokotowie otworzyła się restauracja Kanapa specjalizująca się w nowoczesnej kuchni ukraińskiej. Świeże ostrygi, prawdziwy barszcz ukraiński czy czarne pierogi z sandaczem to tylko niektóre potrawy, których możemy tu spróbować. Jaka jest kuchnia naszych sąsiadów? Miałam okazję to sprawdzić.

(Jeśli czytacie ten wpis na innej stronie niż moja – uszanujcie moją pracę i zamknijcie ramkę lub przejdźcie bezpośrednio na bloga. Bardzo dziękuję!)

Foto: Papier Prywatny
Restauracja Kanapa mieści się przy ulicy Narbutta w przedwojennej odnowionej willi architekta Feliksa Siedlanowskiego i jego żony Inny (z pochodzenia Ukrainki) wybudowany na początku lat 30-tych XX wieku według projektu Feliksa. To filia kijowskiej restauracji pod tą samą nazwą i kolejna pod skrzydłami Dimy Borysowa, właściciela i współwłaściciela kilkunastu lokali nie tylko na Ukrainie.

Willa została pięknie odnowiona, zachowując jednak swój pierwotny kształt. Przestronne i przytulne wnętrza, białe obrusy i tapicerowane krzesła. Trzy kondygnacje – na parterze piękny hol z półotwartą kuchnią i salą ze sporym barem. Na pierwszym piętrze sale ze stolikami podobnie jak na niżej, na drugim sala już mniej oficjalna z barem i kanapami.




Wizytówką restauracji jest specjalne przygotowane menu degustacyjne składające z 10 różnych dań m.in. karasie w śmietanie, ostrygi, pierogi z kaszanką czy kotlet po kijowsku. Poza menu degustacyjnym w karcie znajdziemy m.in. pasztet z wątróbki kaczej i kurczęcej z marchewkowym musem, barszcz ukraiński, czy też pierogi z różnym nadzieniem. Szefem kuchni w Warszawie jest Dmitrij Babak, ale z Kijowa nadzoruje go Jarosław Artiuch. I to właśnie on przygotowywał nam dania podczas spotkania degustacyjnego dla mediów.

Na aperitif zaserwowano drinka na bazie rokitnika. Kwaskowaty z nutą słodyczy. Bardzo orzeźwiający. Sporym zaskoczeniem była pierwsza przystawka. Okazało się, że świeca zrobiona jest z masła czosnkowego, które spalając rozpuszcza się. Następnie na stole pojawiły się ostrygi z trzema sosami – chrzanowym, agrestowym i lodami szczawiowymi. Do tego wódka Staritsky&Levitsky. Ostrygi to nie moja bajka. Moją porcję przekazałam sąsiadowi przy stole.





Dalej na stole pojawiły się małe przekąski – kawior ze szczupaka, raczki tatar oraz karasie w śmietanie podane na grubej soli. Zestawione z białym winem Chardonnay Kolonist. Każda z nich zupełnie inna, każda pyszna, i chrupiąca.



Kolejne danie – i zachwyt od samego początku. Podany w główce kapusty prawdziwy barszcz ukraiński. Esencja smaku, nie mająca nic wspólnego z purpurową breją serwowaną w Polsce pod tą samą nazwą. Ile tu aromatów – wędzona gruszka i śliwka. Boczek. Warzywa i pomidory. Buraki i śmietana są tylko dodatkiem, a nie głównym elementem. Co ciekawe, gospodyni Kanapy zdradziła nam, że zupę powinien przyrządzać mężczyzna – bo wtedy będzie idealnie doprawiona. Do zupy podano chrzanówkę, która wypita solo mogłaby być za ostra, z barszczem skomponowała się idealnie.



Na oczyszczenie kubków smakowym podano pyszny sorbet z rokitnika. Dalej pasztet z wątróbki kaczej i kurzej z marchewkowym musem i brioszką. Podana w puszce z logiem restauracji. Za wątróbką nie przepadam ,czasem zjem, ale ta zdecydowanie nie przypadła mi do gustu. Chyba przez tą marchewkę. Wino Odeskie czarne Kolonist przeszło tu raczej bez echa.



Na pierogi czekałam od mementu kiedy zobaczyłam je w menu tego wieczoru. Podano trzy rodzaje – z kapustą, czarne z sandaczem oraz z zającem i orzechami leśnymi. Malutkie z niezwykle cienkim ciastem. Pyszne. Z winem Cabernet Merlot Colonist skomponowały się zdecydowanie dobrze.


Na główne danie podano kotlet z kurczaka po kijowsku. Z jajkiem na miękko. W porównaniu do poprzednich dań – bardziej proste niż się można było spodziewać. Bardzo mi smakowało.



Na deser pieczone mleko i makowiec. Delikatnie słodkie w sam raz na zakończenie wieczoru.



Restauracja Kanapa to piękne miejsce, które choć raz trzeba odwiedzić. Piękne wnętrza, niezwykle dopracowane menu. To świetna propozycja fine diningowa na kulinarnej mapie Warszawy. Na uwagę zasługuje również obsługa, która była na bardzo wysokim poziomie. To też idealne miejsce nie większe zamknięte imprezy – pomieści 150 gości na siedząco!. Z przyjemnością wrócę aby spróbować pełnego 10-daniowego setu degustacyjnego, i będę polecać znajomym szukającym nowych smaków. Emocjonujemy się azjatyckimi przysmakami, mając pod nosem takie rarytasy.


 W spotkaniu wzięłam udział na zaproszenie Moniki Kuci, kuratorki kulinarnej Siała Baba Mak

Instagram